Guatemala

Guatemala 2

Antigua – Acatenango – Semuc Champey – Tikal

Para español – haz click aqui

Wulkany Gwatemali. Wulkany aktywne. Po tym jak nie udało nam się zobaczyć Santiaguito, postanowiliśmy się wybrać, tym razem zorganizowaną wycieczką, na wulkan Pacaya, niedaleko Antiguy. Przyjemny 3-godzinny trekking, bardzo fajna pani przewodnik, wiele ciekawych informacji. Pacayę widać i słychać, bucha dymem i wyrzuca kamienie wydając głuchy pomruk. Podchodzimy też do pola lawy wyrzuconej przez wulkan w trakcie erupcji w 2010 i 2014. To niesamowite, że ta lawa jest wciąż ciepła! Całe pole nieustannie paruje, a w szparach lawy można upiec pianki marshmallows!

Siła natury w postaci Pacayi nas zachwyca i… pozostawia niedosyt. Obecne erupcje możemy podziwiać tylko z daleka, w dodatku co rusz przysłaniają je chmury (ach, ta pora deszczowa). A pani przewodnik opowiada, że najlepsze widoki są nocą, że organizowane są też grupy z noclegiem w namiocie pod wulkanem…

Wypytujemy, myślimy, wracamy do Antiguy, dalej wypytujemy, szperamy w internecie i dalej myślimy. W końcu decydujemy: zapisujemy się na wejście na nieaktywny wulkan Acatenango (3976m), z noclegiem w namiocie w bazie na 3200m i widokiem na aktywny wulkan Fuego. Były obawy, bo wejście długie i ponoć niełatwe, a do tego trzeba wnieść sprzęt na biwak, jedzenie na dwa dni i 4 litry wody. Ale widoki przeszły nasze najśmielsze oczekiwania!

Ale od początku. Z emocji nie mogliśmy zasnąć, a jak już zasnęliśmy, to inny gość hostelu przez pół nocy tak imprezował, że nie mogliśmy spać. Akurat teraz, kiedy powinniśmy być w pełni sił na czekającą nas 5-godzinną wspinaczkę!

Rano myjąc zęby pochyliłam się nad zlewem, który nagle zafalował mi przed oczami.

“Ach, to moje niskie ciśnienie i brak kawy” pomyślałam.

Ale nie! To było trzęsienie ziemi (a raczej wstrząs sejsmiczny, jak mówią tutaj, jeżeli jest poniżej 5 w skali Richtera)! Guille z kolei akurat szedł do kuchni i widział jak zafalowały deski na suficie korytarza. A wiec to tak się czuje to, czego nie odczuliśmy nocą w Meksyku.

Czekająca nas wspinaczka i aktywny wulkan plus poranny wstrząs powoduje, że emocje sięgają zenitu, kiedy kierowca busa zbiera naszą 7-osobową grupę z różnych hoteli. Dojeżdżamy do punktu wyjścia, poznajemy naszego przewodnika i ruszamy. 5 godzin pod górę i pod górę, pierwszego dnia musimy pokonać 900m przewyższenia, a drugiego kolejne 800m. Nasza grupa okazuje się całkiem dobra, idziemy rytmicznie, zgodnie z planem, co jakiś czas robiąc krótki odpoczynek. W ostatniej godzinie zaczyna padać, to i tak dobrze że dopiero teraz, bo czasem gdy pada od początku grupy decydują się zawrócić.

W końcu docieramy do bazy, jeszcze nie wiemy co nas czeka, bo chmury zakrywają widoki. Rozbijamy namioty, zakładamy na siebie wszystkie ciuchy, bo na tej wysokości jest już bardzo zimno. Nasz niesamowity przewodnik mimo deszczu rozpala ognisko, a więc będzie czym zalać gorącą czekoladę i zupki chińskie, które ze sobą niesiemy.

Siedzimy tak grzejąc się przy ognisku, kiedy chmury się rozstępują, a naszym oczom (i uszom) ukazuje się akywny wulkan Fuego (Ogień) wyrzucający z hukiem “grzyb” dymu na wysokość około 10 metrów. W oddali widać burzę, błyskawice co chwila rozświetlają niebo, widok wulkanu na tym tle jest wręcz nierealny, jak scena z filmu grozy. Wraz z zachodem słońca widzimy, że wulkan wyrzuca nie tylko dym, ale przede wszystkim fontannę czerwonej lawy, która następnie spływa po stożku wulkanu. Taki spektakl powtarza się co paręnaście minut, a my za każdym razem wydajemy okrzyk zachwytu! I tak przez całą noc! Nawet kiedy leżymy już w namiotach, nawet kiedy już śpimy, kiedy tylko słyszymy charakterystyczny huk, szybko otwieramy wejście (praktycznie ustawione z widokiem na wulkan, tak, że nie musimy nawet się podnosić) i podziwiamy…

Po takiej urywanej nocy trudno wstać, a jednak o 4 rano przewodnik robi nam pobudkę, czas ruszać, aby przy wschodzie słońca zdobyć szczyt Acatenango. Zmęczeni wczorajszym wędrówką, niewyspani, a wejście trudniejsze niż wczoraj, idziemy bowiem w ciemności po piasku wulkanicznym, robimy dwa kroki w górę, a zjeżdżamy jeden. A wulkan Fuego jakby nic co rusz wyrzuca swoją lawę, mamy więc pretekst żeby się na chwilę zatrzymać i odetchnąć. Na ostatnich metrach podejścia zaczyna wschodzić słońce, widoki niesamowite, z góry widzimy światła  Antiguy, inne nieczynne wulkany, a nawet oddalone o ponad 100km jezioro Atitlan! Na szczycie strasznie zimno i wieje (na szczęście ktoś pożyczył mi rękawiczki), po chwili schodzimy więc do bazy, częściowo zjeżdżamy na nogach po piasku wulkanicznym. Po kawie i śniadaniu w bazie, składamy biwak i po 3 godzinach zejścia w dół (jak dla mnie gorsze niż wejście), bus odwozi nas do Antiguy.

Chcemy zobaczyć jeszcze dwa szczególne miejsca w Gwatemli, jedno to cud natury, drugie cud rąk ludzkich. Pierwsze to Semuc Champey, turkusowe kaskady w samym środku pokrytych dżunglą gór. Wiedzieliśmy, że żeby tam dotrzeć trzeba będzie przebyć wiele serpentyn, a jednak kiedy już pokonywaliśmy ostatni niewyasfaltowany odcinek na pace samochodu terenowego, kiedy znaleźliśmy się w parku z kaskadami, wiedzieliśmy, że było warto. Za to uczucie bycia w tak odległym od wszystkiego miejscu, za ten spokój, za piękno kaskad. Kaskady Semuc Champey powstały przez zwalenie się części niemal prostopadłej skały na płynącą w dolinie rzekę, co stworzyło jakby długi most, na górze po licznych progach wolno spływa turkusowa woda, a w tunelu pod kaskadami przepływa rwąca rzeka. Pluskając się w kaskadach mamy więc pod sobą rwącą rzekę, co wzbudza respekt.

W Semuc Champey ponownie wyciągnęliśmy namiot. Uwielbiamy to nasze campingowanie, a Guille to prawdziwy harcerz! Od razu rozwiesza plandekę (w nocy padało, ale namiot się spisuje!), okopuje namiot, zbiera drzewo na ogień, na którym powoli gotuje kolację. Rozkoszujemy się posiłkiem w tak pięknej scenerii, wzajemnym towarzystem, rozmową, czasem rozmową z innymi kampingowiczami. Zasypiamy przy muzyce nocnego deszczu…

Nasz ostatni przystanek w Gwatemali, cud stworzony ręką ludzką to ruiny Majów Tikal. Widzieliśmy już ruinyTulum i Palenque w Meksyku, ale to właśnie Tikal zrobił na nas największe wrażenie. Piramidy Majów są tutaj szczególnie strome i wysokie, tak, że wystają znad koron dżungli! Park jest rozległy, a ruiny w nim porozrzycane między dżunglą, tak, że czujemy się jakbyśmy byli tu sami (do czasu kiedy spadł deszcz i nagle nie wiadomo skąd ludzie zbiegli się pod jedyne zadaszenie). W parku Tikal istnieje możliwość biwakowania, z której oczywiście korzystamy, a do naszego ogniska dosiada się… przewodnik po ruinach. I tak oto toczy się powolna rozmowa o Majach, ich mistyce, współczesnych Indianach, Gwatemali…

Tylko 100km dzieli Tikal od granicy naszego następnego kraju – Belize, jeszcze tego samego dnia wjeżdżamy w zupełnie inny świat…
Przejdź do zdjęć

Volcanes de Guatemala. Volcanes activos. Como no hemos podido ver el Santiaguito, decidimos ver, esta vez con un grupo y guia, otro volcan activo – Pacaya, cerca de Antigua. Un agradable sendero de 3 horas, muy amable la señora guia, mucha información interesante. Pacaya se deja ver y escuchar, erosiona con humo, tira piedras y hace un fuerte sonido. Nos acercamos al campo de lava que el volcan echó en las erupciones de 2010 y 2014. Es increible que el lava permanece caliente! Todo el campo evapora y en las sanjas de lava se pueden calentar las nubes de marshmallow!

Las fuerzas de la naturaleza nos impresionan… y nos dejan con ganas de mas. Las erupciones de Pacaya solo podemos observar de lejos, ademas cada rato se cubren con nubes (vaya, esta temporada de lluvia). Y la guia nos dice que las mejores vistas hay de noche, que se organizan grupos con una noche en tienda de campaña bajo el volcan…

Preguntamos, pensamos, volvemos a Antigua y seguimos pregutando, mirando por internet y pensando. Al final tomamos la decision: nos apuntamos para la subida al inactivo volcan Acatenango (3976m), con una noche en la tienda de campaña en el campo base a 3200m y con vistas al activo volcan de Fuego. Teniamos dudas, la subida es larga y aparentamente no facil, ademas hay que subir todo el equipo de camping, comida para dos dias y 4 litros de agua. Pero las vistas resultaron mas bonitas de lo que no podriamos haber imaginado!

Pero vamos por partes. De las emociones no hemos podido dormir, y cuando por fin nos dormimos, otro huespued del hostal se tiro una fiesta toda la noche. Justo ahora, cuando deberiamos estar en plena forma para la escalada de 5 horas que nos espera!

Por la mañana, lavandome los dientes, me acerque al fregadero, cuando este de repente comienza a moverse en ondas

“Vaya, mi presión baja y la falta del cafe” pense.

Pero no! Era una terremoto (o sismo como lo llaman si es de menos que 5 grados de Richter). Guille husto iba a la cocina y vio como la madera del techo se movia. Entonces asi se siente lo que no hemos sentido aquella noche en Mexico!

La travesia que nos espera, el activo volcan mas el sismo de la mañana hacen, que las emociones estan a tope, cuando el conductor del mini bus recoge nuestro grupo de 7 personas de varios hostales. Llegamos al punto de salida, conocemos a nuestro guia y arrancamos. 5 horas de pura subida, el primer dia tenemos que hacer el ascenso de 900m, el segundo dia otros 800m de ascenso mas. Nuestro grupo resulta bastante bueno, mantenemos un buen ritmo, segun el plan, parando un par de veces para descansar. En la ultima hora empieza a llover, menos mal que no llovio antes, ya que a veces si llueve desde el principio los grupos deciden volver.

Por fin llegamos al campo base, pero todavia no sabemos lo que nos espera ya que las nubes cubren cualquier vista. Montamos las tiendas de campaña bajo lluvia, nos ponemos toda la ropa que llevamos ya que a esta altura hace mucho frio. Nuestro increible guia a pesar de la lluvia hace fuego, que bien, podremos hacer chocolate caliente y las sopas chinas instentaneas que llevamos.

Nos calentamos alrededor de la fogata, cuando las nubes se abren y aparece el volcan Fuego tirando con un fuerte ruido un “hongo” de humo a unos 100 metros. Lejos se ve una tormenta, los rayos cada rato iluminan el cielo, la vista del volcan en este fondo es casi irreal, como una escena de una pelicula de terror. Con la puesta del sol empezamos a ver, que el volcan tira no solo humo, sino sobre todo una fontana de lava roja, que cae al rededor del volcan. Este espectaculo se repite cada diez, quince minutos y a nosotros cada vez nos sale un grito de impresion! Y asi toda la noche! Incluso cuando ya estamos acostados en las tiendas, cuando ya dormimos, cada vez que escuchamos este tipico ruido, rapido abrimos la puerta de la tienda (estrategicamente puesta hacia el volcan) y nos quedamos mirando de boca abierta contemplando la marabilla de la fuerza de la naturaleza.

Despues de una noche tan corta es dificil levantarse, sin embargo a las 4 de la mañana el guia nos despierta, es tiempo de arrancar, para llegar a la cima del Acatenango con la subida del sol. Estamos cansados con el sendero de ayer, no dormimos mucho y la subida de hoy es mas dificil que ayer, ya que vamos a oscuras en arena volcanica, subimos dos pasos y nos caemos uno. El volcan Fuego sigue tirando cada rato su lava, lo que aprovechamos para parar un ratito y descansar. En los ultimos metros de subida ya empieza la salida del sol, tenemos vistas tremendas, de arriba vemos las luces de Antigua, otros volcanes inactivos e incluso el lago Atitlan que se encuentra a unos 100km. Ya en la cima y amaneciendo podemos divisar que estamos rodeados de volcanes, la escena es espectacular.En la cima hace mucho frio y viento (por suerte alguien me presto guantes), asi que despues de un rato bajamos al campo base, por parte corriendo por la arena volcanica. Despues de un cafe y desayuno, cerramos el camping, y despues de 3 horas de constante bajada (para mi peor que la subida), cogemos el bus a Anigua.

Queremos ver dos sitios mas en Guatemala, un milagro de la naturaleza y un milagro hecho por ser humano. Lo primerp es Semuc Champey, cascadas de color turquesa en el medio de la montaña cubierta por densa jungla. Sabiamos que para llegar alla tendremos que pasar muchas serpentinas mas, sin embargo haber pasado el ultimo tramo no asfaltado en la caja de un camion, cuando ya entramos en el parque con las cascadas, sabiamos que valió la pena. Por el sentimiento de estar tan lejos de todo, por la tranquilidad de este sitio, por la belleza de las cascadas. Semuc Champey se creo por haberse caido una parte de la montaña al rio en sus pies, lo que creo como un puente largo. Arriba del puente por varios escalones lentamemte pasa el agua de color turquesa, mientras que abajo, un tunel lleva la fuerte corriente del rio. Asi que bañandose en las cascadas tenemos abajo de nuestros piesel afluente del rio, lo que da mucho respeto.

En Semuc Champey volvemos a sacar nuestra tienda de campaña. Nos encanta hacer camping y Guille es un verdadero boy scout! Immediatamente monta la lona (esta noche llovia, pero la tienda lo aguanto super bien!), hace sanja alrededor de la tienda, busca leña para fogata y luego cocina en ella. Disfrutamos de estas comidas rodeados por naturaleza, de nuestra compañia, conversaciones, a veces conversaciones con otros viajeros. Nos dormimos con la musica de la lluvia…

Nuestra ultima parada en Guatemala es un milagro hecho por ser humano, las ruinas mayas de Tikal. Hemos visto ruinas de Tulum y Palenque en Mexico, pero Tikal es que mas nos impresionó. Las piramides son tan inclinadas y tan altas, que sobrepasan por encima de las coronas de la jungla. El parque es tan grande y las ruinas tan dispersas que parece que estamos solos (hasta que empieza a llover y de repente no sabermos de donde salio tanta gente a esconderse bajo un unico techo). En Tikal se puede acampar, obviamente aprovechamos la oportunidad, de repente a nuestra fogata se une… el guia de Tikal. Terminamos charlando de los Mayas, sus misterios, de los indigenas de hoy, de Guatemala…

A solo 100km de Tikal esta la frontera de nuestro proximo destino – Belize, el mismo dia entramos en un mundo totalmente diferente…


3 thoughts on “Guatemala 2

Leave a comment